środa, 3 marca 2010

zaległa notka

w autobusie pinda ubrana w futro, od stóp do głów plus czapka. Futro kolorowe, kilkadziesiąt zwierząt musiało płakać zanim zdechło, zdechło żeby posłużyc pindzie za futro.
Pinda widać nie stad bo twarz a na niej zmarszczone brwi ma zwrócone w kierunku rozpiski rozkładu jazdy, jej oczy zakładam nadal jednak wpatrują się w inne pary oczu, te na futrze bo głupia zwraca sie do mnie z zapytaniem czy tym autobusem na dworzec na centralny.
hehe jedzie 112, ktos juz zdążył wkrecić ją w ten autobus.
- Niech wysiądzie na przystanku os.potok - mówię i adrenalina mi skacze z tej przyjemności - niech wejdzie na gore, tam ukażą jej się hale dworca centralnego, dosłownie parę kroków stąd, nie nachodzi się
Pinda nawet nie zarejestrowała nieco obrazliwej formy instrukcji, wysiadla i pewna swego poleciala schodami w górę.
oo tak, chociaż takie małe kopnięcie w nie zmarzniętą dupę pindy w futrze.
chwile triumfu i juzz wkładam słuchawki do uszu, zamieram jednak w połowie czynności bo czuję ze ktoś się nade mną nachyla, nieco zza pleców słyszę szept
- to ja jej kazałem wsiąść w ten autobus - odwracam się, patrzę chłopak, usmiechnięty od ucha do ucha, cholera wie w jakim wieku, jedno pewne poziom adrenaliny przez chwile mielismy pewnie calkiem podobny

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

kazia
OMG nie wierze!
:-*

dwieuwaginatensamtemat.blogspot.com pisze...

to ta historia co to mówiłam ze szybko szybko napiszę i minął miesiąć :)
dla mnie tez bomba.
a futro na serio miało przy kołnierzu łebki zwierząt, z oczami (albo tez to byla oddzielna część stroju, nie wiem)

Anonimowy pisze...

miszczu, hehe pewnie aż Ci się łapki spociły, co?