sobota, 29 maja 2010


made by J.

poniedziałek, 24 maja 2010

przejście dla Rumburaka

wtorek, 18 maja 2010

dawaj dupę

dogrzebałam się do kilku ton starych zapisów i oto co znalazłam:
siedzę i czekam aż stanie się i w końcu zacznie działać metoda jaką powszechnie stosują wszelkiej maści gabinety lekarskie, czyli: dama przez telefon jeśli zapisała cię na 18.30 to o pacjent o 18.30 wchodzi i załatwia swoje.
w relaksach czekam na swoją kolej bo fanaberia mnie naszła i wykonuję rutynowy przegląd żeby w dobrej kondycji być a nawet w jeszcze lepszej. Przyglądam się ludziom, nie wszyscy jednak w takich samych są relaksach jak ja.
klaps, akcja!
idzie pielęgniarka, młoda, zaczesana w naleśnika, dynamicznym krokiem dociera do gabinetu przed którym czekam, zamaszyscie puka i nie czeka na proszę, wchodzi. Co więcej zostawia uchylone drzwi. słyszę piąte przez dziesiąte, szybko tłumaczy lekarzowi ze dostał dane pacjentki która powinna trafić do gabinetu 25. nie znam się na tym, ale pewnie lekarz kliknął ze ją przyjmnie i zaistniała konieczność aby szybko odkliknął ze jednak jej nie chce, tylko wtedy ten spod 25 będzie mógł zobaczyć dane pacjentki przy której obecnie gmyra. Liczy się czas.
I już już akcja ma mieć pozytywne zakończenie kiedy nagle z głębi gabinetu wydobywa się ryk:
- to się może tak s i o s t r a  sama rozbierze do majtek i wystawi dupę na widok publiczny?!
- najmocniej pana prze....
- daaawaaaj dupę! moja mniej sie liczy?!
przebywającemu w gabinecie panu pacjentowi puściły nerwy, pielęgniareczka wybiegła, lekarz pewnie się spocił przy kojeniu nerwów pacjenta.
poczekalnia dusi się ze smiechu a pod naszymi nogami przebiega jakis iluśletni mały chłopczyk i podśpiewuje: dawaaj dupę daaawaj dupę dawaaaj duuuupę...

poniedziałek, 17 maja 2010

środa, 12 maja 2010

niezły sposób na uniknięcie konfliktów w łóżku ;-)

czwartek, 6 maja 2010

- ale martwisz się?
- trochę bardzo

poniedziałek, 3 maja 2010

na wspak

dzisiaj wpadłam, odwiedziłam, z wizytą byłam
w kamiennicy z lat pięćdziesiątych, pięknej i w niezwykle atrakcyjnym miejscu położonej.
wbiegam dziarsko truchtem bo wychodziło na to że się spóźnię, wbiegam więc do studni i szukam, bo tu A, tam B, deszcz leje więc podejmuję szybką decyzję o nie narażaniu komórki emerytki na reumatyzm tylko po to żeby sprawdzić adres w treści smsa tylko raz dwa szukam.
znajduję właściwą klatkę po szybkim wnioskowaniu co do ilości klatek w studni i na szczęście zapamiętanym numerze mieszkania.
lecę dalej, wyszło mi że docelowy punkt będzie na samej górze, pierwsze piętro drugie piętro, trzecie i czwarte... i jakież było moje zaskoczenie, na samej górze odnalazłam mieszkanie numer... jeden, nastepnie dwa, potem trzy, schodzę piętro niżej, cztery pięć i tak dalej, mieszkania w całej kamiennicy ponumerowane są na odwrót.
czy to ja urwałam się z choinki bo wszystkie budynki postawione tuż po wojnie mają tak na wspak i wszyscy o tym wiedzą poza mną głupią?
Mina gospodarza stojącego w drzwiach i widzącego swojego gościa biegającego po klatce z otwartą paszczą i w zachwytach kazała mi powstrzymać się przed podzieleniem radością z odkrycia. do wyjaśnień dziwnych achów i echów na wejściu doszło dopiero po pierwszej herbatce. co się okazało? to była nowość nie tylko dla mnie ;-)))

niedziela, 2 maja 2010

zgłoszę się bo jakieś trzy lata temu zgubiłam wątek

ogloszenie zawieszone przy wejsciu do mojego osiedlowego samu.