5 lat temu
czwartek, 26 listopada 2009
czwartek, 29 października 2009
historyjka wcale nie o naleśnikach, idę po obiad
do pięknej krajobrazowo zapachowo stołówki, wiem już że pojemnik na wynos właściwie jest żeby umyć i wrócić po kolejne mistrzowskie danie.
wracam więc i trafiam na danie które - jak mnie informuje Pani Fartuszek - nie da się podzielić na pół. a mam potrzebę połowy więc główkuję i wychodzi mi, że Pani Fartuszek musiała mnie nie zrozumieć. naleśniki, dwa w zestawie, zatem rozluźniam się stojąc w kolejce, dwa na pół to jeden i jeden. Odpływam w dywagacje, jeden i jeden to dwa, a co jeśli byłyby trzy naleśniki w standardzie na porcję? Takie trójkąty to fajny figiel.
przy kasie jednak jest mniej wesoło. Szybko wracam z rozważań na temat trójkątów i tercetów do wyczekującej na zamówienie Pani Fartuszek. Muszę podjąć kilka bardzo ważnych dezyzji, widzę po minie kasjerki że właśnie stoję przed życiowym wyborem. ale jest dobrze, pani kasjerka zadaje pytania naprowadzające:
- pół porcji?!
dopytuje czy zamawiam życie na pół gwizdka?
- no pół, naleśnik, jeden z dwóch... - znów mnie przez chwilę nie ma w kolejce: mówi nie myśl o jednym kiedy masz chętkę na drugiego?
- no jeden naleśnik poproszę - ach, jestem taką zdecydowaną wiedzącą czego chce kobietą!
- i w ten pojemnik co trzyma?! - pretensja w głosie każe myśleć o doborze świadczącym o kolejnym życiowym błędzie. i już nie ma tej kobiety co to przed chwilą tu stała. Źle bo potrzeb nie dopasowałam do okoliczności możliwości. I już mi wstyd, ona wie. No taki naleśnik mówię.
- Naleśnik naleśnik, widzi, może mieć naleśnik z kalafiorem albo z serem na słodko
- o nie nie, nie chcę na słodko, miałam ostatnio na słodko
- to chce urozmaicone, mówi że chce z przyprawami, pasuje do pojemnika, cztery pięćdziesiąt
znika na zapleczu, zaplecze widzę, pani od kasy wstaje i zarządza w kuchni, taka to stołówka
widzę też niemałe zamieszanie, dłuższą chwilę trwa zanim dostaję swoje zamówienie
i już wiem
że nie nie tylko ode mnie zależy możliwość najwyższej jakości realizacja zamówienia
a od przyjmującego, nie wystarczy wypowiedzieć potrzebę, trzeba też mieć do czynienia ze chcącym i umiejącym doprecyzować potrzebę słuchającym
dostałam właściwego naleśnika, nawet z sosem chrzanowym, choć jeszcze nie zdążyłam powiedzieć że wolę chrzanowy od koperkowego
wracam więc i trafiam na danie które - jak mnie informuje Pani Fartuszek - nie da się podzielić na pół. a mam potrzebę połowy więc główkuję i wychodzi mi, że Pani Fartuszek musiała mnie nie zrozumieć. naleśniki, dwa w zestawie, zatem rozluźniam się stojąc w kolejce, dwa na pół to jeden i jeden. Odpływam w dywagacje, jeden i jeden to dwa, a co jeśli byłyby trzy naleśniki w standardzie na porcję? Takie trójkąty to fajny figiel.
przy kasie jednak jest mniej wesoło. Szybko wracam z rozważań na temat trójkątów i tercetów do wyczekującej na zamówienie Pani Fartuszek. Muszę podjąć kilka bardzo ważnych dezyzji, widzę po minie kasjerki że właśnie stoję przed życiowym wyborem. ale jest dobrze, pani kasjerka zadaje pytania naprowadzające:
- pół porcji?!
dopytuje czy zamawiam życie na pół gwizdka?
- no pół, naleśnik, jeden z dwóch... - znów mnie przez chwilę nie ma w kolejce: mówi nie myśl o jednym kiedy masz chętkę na drugiego?
- no jeden naleśnik poproszę - ach, jestem taką zdecydowaną wiedzącą czego chce kobietą!
- i w ten pojemnik co trzyma?! - pretensja w głosie każe myśleć o doborze świadczącym o kolejnym życiowym błędzie. i już nie ma tej kobiety co to przed chwilą tu stała. Źle bo potrzeb nie dopasowałam do okoliczności możliwości. I już mi wstyd, ona wie. No taki naleśnik mówię.
- Naleśnik naleśnik, widzi, może mieć naleśnik z kalafiorem albo z serem na słodko
- o nie nie, nie chcę na słodko, miałam ostatnio na słodko
- to chce urozmaicone, mówi że chce z przyprawami, pasuje do pojemnika, cztery pięćdziesiąt
znika na zapleczu, zaplecze widzę, pani od kasy wstaje i zarządza w kuchni, taka to stołówka
widzę też niemałe zamieszanie, dłuższą chwilę trwa zanim dostaję swoje zamówienie
i już wiem
że nie nie tylko ode mnie zależy możliwość najwyższej jakości realizacja zamówienia
a od przyjmującego, nie wystarczy wypowiedzieć potrzebę, trzeba też mieć do czynienia ze chcącym i umiejącym doprecyzować potrzebę słuchającym
dostałam właściwego naleśnika, nawet z sosem chrzanowym, choć jeszcze nie zdążyłam powiedzieć że wolę chrzanowy od koperkowego
wtorek, 20 października 2009
komunikuj się
robię przegląd prasy i dowiaduję się ze panuje oszalała grypa i kolejka do lekarza po horyzont.
statystyki podane przy okazji nie dziwią mnie wcale. Nie dlatego, że październik i jesień, i że ciemno wcześniej i że południe nierówne temperaturze tej wieczornej.
Nie dziwię się wcale, bo:
jadę rano do pracy, obok mnie i za moimi plecami pasażerowie przeziębieni. Najpierw kicha jeden, ciepła śmierdząca fala powietrza dolatuje do mnie sekundę "po", kicha drugi i czuję jak kichnięcie robi gniazdo na mojej głowie, gwałtownie wypchnięte powietrze psuje mi nie tylko fryzurę.
znoszę to dzielnie, nauczyłam się tak układać szalik żeby zasłaniał pół twarzy, kluczowy jest tu nos, od niedawna także w kategorii zagrożone mieszczą się włosy, marzę o powrocie kominiarek do najnowszych krzyków mody.
Czytelnik już wie, uczestnicy zdarzenia nie zasłaniają gęby, gluty lecą w powietrze jak ta lala, czekam tylko na dowody rzeczowe w postaci śladów na moich okularach na przykład.
Jestem twarda, myślę, nie da się uniknąć, skąd niby wiem, że siedzenie z którego korzystam nie zostało godzinę wcześniej zajęte przez czterotygodniowe nieprane gacie w dżinsach.
Przesiadam się, wysiadam z autobusu i wbijam się w drugie metro (do pierwszego zabrakło mi motywacji, rano nie chce mi się jechać stojąc na jednej nodze).
Szybko orientuję się w otoczeniu i nie czuję się wyjątkowa. Każdy z nas ma gdzieś koło siebie jakiegoś smarka. W tłumie, między innymi, gościówa tuż obok mnie kicha w otwartą dłoń, przeciera wypuszczoną treść palcami i tą samą dłonią chwyta się poręczy tuż przed moim nosem.
statystyki podane przy okazji nie dziwią mnie wcale. Nie dlatego, że październik i jesień, i że ciemno wcześniej i że południe nierówne temperaturze tej wieczornej.
Nie dziwię się wcale, bo:
jadę rano do pracy, obok mnie i za moimi plecami pasażerowie przeziębieni. Najpierw kicha jeden, ciepła śmierdząca fala powietrza dolatuje do mnie sekundę "po", kicha drugi i czuję jak kichnięcie robi gniazdo na mojej głowie, gwałtownie wypchnięte powietrze psuje mi nie tylko fryzurę.
znoszę to dzielnie, nauczyłam się tak układać szalik żeby zasłaniał pół twarzy, kluczowy jest tu nos, od niedawna także w kategorii zagrożone mieszczą się włosy, marzę o powrocie kominiarek do najnowszych krzyków mody.
Czytelnik już wie, uczestnicy zdarzenia nie zasłaniają gęby, gluty lecą w powietrze jak ta lala, czekam tylko na dowody rzeczowe w postaci śladów na moich okularach na przykład.
Jestem twarda, myślę, nie da się uniknąć, skąd niby wiem, że siedzenie z którego korzystam nie zostało godzinę wcześniej zajęte przez czterotygodniowe nieprane gacie w dżinsach.
Przesiadam się, wysiadam z autobusu i wbijam się w drugie metro (do pierwszego zabrakło mi motywacji, rano nie chce mi się jechać stojąc na jednej nodze).
Szybko orientuję się w otoczeniu i nie czuję się wyjątkowa. Każdy z nas ma gdzieś koło siebie jakiegoś smarka. W tłumie, między innymi, gościówa tuż obok mnie kicha w otwartą dłoń, przeciera wypuszczoną treść palcami i tą samą dłonią chwyta się poręczy tuż przed moim nosem.
poniedziałek, 28 września 2009
czwartek, 24 września 2009
czwartek, 17 września 2009
czekanie
czekam w państwowym urzędzie, na swoja kolej czekam (progresssss, uczę się, od niedawna wiem, że czasem należy na coś poczekać i że wcale się od tego nie umiera)
na urzędowej ławeczce, obok mnie, siedzą dwie panie, też czekają, widać że mają w tym czekaniu większą wprawę, beztrosko wypowiadają do siebie różne zdania
do jednej z pań dzwoni telefon, pani odbiera, syn pani dzwoni, wyraźnie słyszę podekscytowany chłopięcy głos
Głos chce sprawdzić o której matka wróci do domu. Zdąży wrócić od kolegi, wyłączyć komputer na rzecz otwartej książki, nie mam pojęcia co teraz kręci nastolatków, może spuścić powietrze z dmuchanej lali? Dwoi się i troi, w końcu zawiesza się, ma nadzieję że matka sama się wygada, matka sprytna, syn się zawiesza to i matka się zawiesza.
W końcu dochodzimy do punktu krytycznego:
- mamo, kiedy będziesz w domu?
- prawdopodobnie już jestem!
na urzędowej ławeczce, obok mnie, siedzą dwie panie, też czekają, widać że mają w tym czekaniu większą wprawę, beztrosko wypowiadają do siebie różne zdania
do jednej z pań dzwoni telefon, pani odbiera, syn pani dzwoni, wyraźnie słyszę podekscytowany chłopięcy głos
Głos chce sprawdzić o której matka wróci do domu. Zdąży wrócić od kolegi, wyłączyć komputer na rzecz otwartej książki, nie mam pojęcia co teraz kręci nastolatków, może spuścić powietrze z dmuchanej lali? Dwoi się i troi, w końcu zawiesza się, ma nadzieję że matka sama się wygada, matka sprytna, syn się zawiesza to i matka się zawiesza.
W końcu dochodzimy do punktu krytycznego:
- mamo, kiedy będziesz w domu?
- prawdopodobnie już jestem!
wtorek, 15 września 2009
Air, 10.12.2009, Arena Ursynów
http://www.muzikanova.pl/imprezy/air-koncert-arena-ursynow-warszawa-12762/
niedziela, 13 września 2009
gdzie nie zajrzysz tam niespodzianka
do tego należy dorzucić kącik miłości, kącik rodziny i co tam jeszcze specjaliści od feng shui zalecą
sobota, 12 września 2009
czwartek, 10 września 2009
wtorek, 1 września 2009
poniedziałek, 31 sierpnia 2009
piątek, 28 sierpnia 2009
środa, 26 sierpnia 2009
dwójka bejów, a dokładniej bejówka i bej, autobus linii 506:
- kurwa, jak ty wyglądasz, zapnij się, kurwa, co z twoimi włosami, kobieto
bejówka bierze oddech, zapas na wypowiedź, nic z tego, bej dalej:
- nosz kurwa, siedź jak ci mówię, zajebię jej jak cię znowu tak obetnie, co to jest co masz na nogach, do chuja, to nie są buty
drugie podejście udane, zapas powietrza się przydał, na bank nie wypuściła go w międzyczasie:
- z cellulitu też mnie będziesz rozliczać?!
urocza parka wybierała się przez miasto do fryzjera na Bródnie, chciałam im zrobić zdjęcie, słowo, byli cali piękni ale wolałam uniknąć słownego lania.
dobrze, że teraz są takie malutkie urządzonka, na których można szybko notować, autobusowa stenotypistka :)
- kurwa, jak ty wyglądasz, zapnij się, kurwa, co z twoimi włosami, kobieto
bejówka bierze oddech, zapas na wypowiedź, nic z tego, bej dalej:
- nosz kurwa, siedź jak ci mówię, zajebię jej jak cię znowu tak obetnie, co to jest co masz na nogach, do chuja, to nie są buty
drugie podejście udane, zapas powietrza się przydał, na bank nie wypuściła go w międzyczasie:
- z cellulitu też mnie będziesz rozliczać?!
urocza parka wybierała się przez miasto do fryzjera na Bródnie, chciałam im zrobić zdjęcie, słowo, byli cali piękni ale wolałam uniknąć słownego lania.
dobrze, że teraz są takie malutkie urządzonka, na których można szybko notować, autobusowa stenotypistka :)
wtorek, 25 sierpnia 2009
czwartek, 20 sierpnia 2009
środa, 19 sierpnia 2009
sobota, 15 sierpnia 2009
Fever Ray
a tu mała sorpreza, dzienksy za inspiracje
http://www.mediafire.com/download.php?jmx11y4wtoy
piątek, 14 sierpnia 2009
wtorek, 11 sierpnia 2009
sobota, 8 sierpnia 2009
piątek, 7 sierpnia 2009
wtorek, 4 sierpnia 2009
poniedziałek, 3 sierpnia 2009
piątek, 31 lipca 2009
czwartek, 30 lipca 2009
wtorek, 28 lipca 2009
sobota, 25 lipca 2009
piątek, 24 lipca 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)