środa, 15 lipca 2009

Coś za coś














marna moja dziennikarska ciekawość, zabrakło mi wody w torebuni żeby dojść i obejrzeć widok z okna budynku (lewej strony?), okiem Tatany Kucharovej.
Padłam pod kioskiem naprzeciwko i popijając ciepłą icetea (lodówka kaput) zatopiłam się w rozważaniach na temat wiecznej prawdy.
Na pewno wieczny nie okazał się zamek lodówki, moja buraczana łapa zepsuła go od razu za pierwszym podejsciem. Sylwia, ani słowa komentarza bo zamorduję!

Brak komentarzy: